Transkrypcja audio:
Pan Michał Maruszczak, urodzony w 1927 r., opowiada o początku drugiej wojny światowej w Arłamowie. Wsi zamieszkałej w większości przez ukraińską ludność, ale znajdujący się od 1921 r. w granicach administracyjnych Polski, na Podkarpaciu.
Michał Maruszczak: 11 lat miałem wtedy - 01. września 1939 r. - to były pierwsze naloty samolotów niemieckich. Jeszcze ludzie nie wiedzieli, że to może być wojna. Już pobór był 01. - 02. września, chociaż tylko na terenach południowych, gdzie byli Ukraini. Pobierali chłopów, Ukraińców - normalnie brali do wojska polskiego.
Gdzieś na trzeci dzień już Niemców wkroczyło do naszej miejscowości, bo my mieszkaliśmy na południu blisko Czechosłowacji. Potężna armia, począwszy od czołgów - autobusami nawet jechali na nasze biedne wsie - rozdawali cukier, cukierki, czekoladę.
Ja jako - wtedy chłopak - to ja żadnych nie widziałem progów niemieckiej armii. Normalnie tak się odnosili do ludzi bardzo dobrze.
Czy traktowali państwa jako Polaków? Jako ludność Polską czy już jako Ukraińców?
Michał Maruszczak: W tej wsi jedna osoba umiała dobrze po niemiecku, to zaraz tam skontaktowali się, zapoznali się jak co i wtedy to się zorientowali, że tu jest większość ukraińska. Ale i mieszkali Polacy i nie robiło im to różnicy - na początku.
Odczuć się dało aż później, bo u nas Niemce przyszli na początku września, a już w październiku przyszli Rosjanie i my do 1940 r. byliśmy pod Rosjanami.
Anna Maruszczak: Ruscy uciekli. Przyszli Niemcy i wtedy rozpoczęła się inna historia.
Pani Anna Zubalska, przyszła żona pana Michała, pochodząca z tej samej wsi, również wspomina ciągłe wachania frontu.
Anna Maruszczak: Z początku było wszystko w porządku a później do Niemiec zabierali na robotę.
Tereny o których opowiadają państwo Maruszczak, zostały w 1931 r. zajęte przez Niemcy, co wiązało się z pracą przymusową.
Anna Maruszczak: I moja siostra rodzona była w Niemczech.
Michał Maruszczak: To jak zabierali na roboty, to mnie zabrali do bogatego Niemca - on był bodajże sołtysem tej miejscowości - ja tam dosyć ciężko miałem, może więcej byłem dyskryminowany przez niego, jak w Niemczech mieli. Ja pracowałem do 1944 r.
Jak Rosjanie przyszli, wyzwolili nas z zachodniej Ukrainy. Jak wkroczyli, ja zaraz na drugi dzień powiedziałem, że do domu idę.
Koniec wojny dla państwa Maruszczak nie jest prostą do ustalania datą.
Michał Maruszczak: U nas wojna nie skończyła się ani w 1944 r., ani w 1945 r. Ja liczę moje dzieciństwo, wojna się zakończyła tu - czyli to jeszcze niezupełnie.
W 1947 r., w ramach akcji Wisła, państwo Maruszczak zostali przesiedleni na tereny byłych Prus wschodnich.
Michał Maruszczak: Nas wysiedlili - na sam przód Rosjanie wysiedlili część ludności, wygnali na Ukrainę, na radziecką Ukrainę, 170 numerów - reszta ci, co pochowali się po lasach, albo mieli tam jakieś nazwisko polskie, to zostali, później zgrupowali się i od 1945 r. do 1947 r. mieszkaliśmy w Arłamowie.
Później wysiedlili w 1947 r. - w ciągu dwóch godzin zajechało wojsko - i wszyscy musieli się spakować - no co spakować? Nic! My nic nie wzięli z domu, nawet siekierę, piłę czy coś, to nie wolno było zabrać - wojsko polskie przyszło w ciągu dwóch godzin, trzeba było wszystko zabierać i wyjeżdżać. Gdzie i co, nikt nie wiedział.
Ja wtedy miałem gdzieś 19/20 lat, to wszystko takie też było od razu dzikie - w mojej rodzinie matka, brat i siostra nie wrócili z Niemiec - i na piechotę my szliśmy przy tym koniu, i krowę mieliśmy, jeszcze cielaka małego.
Przyszedł, pokazał nam dom taki zrujnowany, stary - „tu…“, mówi „…będziecie mieszkać, to wasz dom.” - dobrze, to ja wchodzę od razu bramka nieduża. Zza bramę wychodzi wysoki mężczyzna i po niemiecku do mnie: „Du polnisches Schwein, weg!” i do mnie tak ostro. A ja niemiecki język trochę znałem - nie dobrze - ale tak zrozumiałem od razu i mu od razu mówię, że: „Ich nicht polnische Schwein, ich ukrainische Schwein!” (W tle słychać chichot).
A ten Niemiec, co mnie nie chciał puścić, to sołtys ten, co nas przywiózł, wrócił się z powrotem - bo ja chodziłem po niego, bo nie chciał mnie mój gospodarz puścić - przyszedł i jego tam, tego Niemca - aż mi go szkoda było - uderzył go i zaprowadził aż do domu i tu będziecie mieszkać. Niemiec myślał, że my naprawdę jesteśmy jakimiś bandytami, ale my w krótkim czasie tak się zżyli z tym Niemcem.
Ten sam los spotkał też rodzinę pani Ani. Ona również została przesiedlona na tereny byłych Prus wschodnich.
Anna Maruszczak: Okna poobijane, ani jednej szyby. Kuchnia, piec rozwalony - Boże… - pełno szkła, po prostu nie było do zamieszkania. Ja byłam najstarsza, miałam 20 lat. Biedowaliśmy, nie mieliśmy ani soli, ani tego - i jeszcze trzeba było się bać, bo napadali - ale, jak nas tu przywieźli, mieliśmy dobrych sąsiadów. Bardzo nam pomagali.
Michał Maruszczak: Przyjechaliśmy trzeba było się zameldować. Urzędniczka zapisuje mnie, rodzinę całą - ja miałem dowód osobisty, ankietę, wszystko - i mówi: „Ty Polak jesteś, przecież!”, odpowiadam: „Jaki Polak? Ja nie jestem Polak. Ja tu zostałem przesiedlony z południowych terenów Polski, ale jestem Ukraińcem.”
No dla nas jeszcze nie jest koniec, bo na przykład ci, co nic nie otrzymali w zamian - ja zostawiłem gospodarstwo, nowy dom, ziemię, wszystko - nic nie otrzymałem i dopóki coś polski rząd nie zrobi w tym kierunku, to moja wojna jeszcze się pewnie nie skończy.
Swoje przeżycia ludność ukraińska zawarła w postaci jej szczególnie bliskiej, w piosence, która jest do dziś śpiewana.
Anna Maruszczak: (śpiewa ukraińską piosenkę)
tłumaczenie polskie:
„A w niedzielę rano jeszcze słońce nie wschodzi,
do naszej wioski już wojsko przychodzi.
A jak przyjechało taki rozkaz dało,
by w ciągu dwóch godzin cała wieś się zebrała.
Repety dawali i tak nam mówili,
że my na zachodzie będziemy mieć lepiej.
Pola nie orane, żyto nie posiane.
Tylko te mury do tego porozwalane.
Gdzie nasze wsie, my o was nie zapomnimy.
Dokąd będziemy żyć, jeszcze do was przyjedziemy.
…dokąd będziemy żyć, jeszcze do was przyjedziemy”
Anna Maruszczak: Tak. I tak było.